niedziela, 2 listopada 2008

Coś dobrego wydarza się w mojej szkole codziennie!

Pozwólcie, że na początek nakreślę z grubsza obraz mojej pracy, tj. miejsce wydarzeń, które subiektywnie i nie chronologicznie będę tu opisywać. Przy czym wydarzeniem nazywać będę zarówno przedstawienie teatralne jak i uśmiech dziecka, bo w obu przypadkach jest to coś dobrego z mojego punktu widzenia.

Szkoła, w której pracuję należy do tych niedużych. Jednopiętrowy budynek w kształcie litery U mieści w sobie zaledwie 34 sale różnej wielkości, niektóre z nich niczym się nie różnią wyglądem od tych, które znamy ze szkół masowych. Inne, przystosowane do specjalnych potrzeb uczących się tu dzieci i młodzieży, to pomieszczenia, które trudno nazwać zwykłymi klasami, jak np.”Gospodarstwo” gdzie można z powodzeniem coś upiec lub ugotować.


Ta mała szkoła dysponuje dość dużym terenem i przynajmniej na zewnątrz budynku nie możemy narzekać na brak miejsca. Oprócz boiska mamy zamknięty ogródek z piaskownicami dla najmłodszych. Drzewka, krzaczki, skalniaki, kwiatki…Pan Ogrodnik ma ręce pełne roboty, a i młodzież szkolną angażuje się niekiedy do prac porządkowych prowadzonych na wiosnę. W ciepłe dni dużo czasu spędzamy z dziećmi na podwórku, zarówno na przerwach jak i na lekcjach.


Wracając do środka skieruję Was szczególnie do sali nr 5, tutaj odbywają się lekcje klasy drugiej szkoły podstawowej, do której jestem przypisana jako „pomoc nauczyciela do dzieci na wózkach inwalidzkich”. Niech Was nie zwiedzie krótka lista 5 uczniów, czasami dwie Panie to za mało żeby okiełznać tą gromadkę, czyli Asię, Weronikę, Adasia, Arka i Mateusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz